8 wrz 2015

Pełny



Pełny

8 września 2015



Rozpoczął się pierwszy pełny tydzień nowego roku szkolnego.

Niedziela upłynęła nam sennie. Wszystkie obowiązki gospodarcze miałem już zrobione. Na śniadanie żona usmażyła pyszne jajka sadzone, na obiad zrobiła bitki wieprzowe, inaczej kotlety mielone. Tak więc, dzięki jej pomocy mogłem zająć się projektem internetowym oraz pomocą w odrabianiu zadań domowych dla syna. Córka ma niewiele zawsze zadawane, odrabia już samodzielnie. Trzeba tylko przypilnować terminów. Synowi pomagam więcej, jest młodszy i należy go jeszcze nauczyć systematycznego odrabiania prac. W niedzielę miał niewiele zadane, głównie strony tytułowe w zeszytach i jedną pracę na kartce z bloku technicznego. I w tej pracy mu pomogłem. Niedzielny wieczór spędziliśmy przed telewizorem, zaczęły się znowu ulubione programy żony i córki. Dzieci tylko przygotowały się do szkoły, a ja posprzątałem po obiadokolacji jadalnię i kuchnię.

Poniedziałek rozpoczął pierwszy pełny tydzień roku szkolnego. Mój dzień zaczął się o szóstej rano. Poszedłem do sklepu spożywczego po świeżą wędlinę i jogurty oraz do piekarni po bułeczki. Potem przygotowałem dzieciom i żonie śniadanie w domu oraz drugie śniadanie do szkoły i pracy. Po śniadaniu zawiozłem najpierw syna, a potem córkę do szkoły. Na moje szczęście mają początek lekcji o różnych godzinach, więc wyrabiam się, aby je zawieźć.

Po zawiezieniu dzieci mogłem zrobić zakupy w sklepie – jogurty, soki owocowe. Przez chwilę, kiedy dzieci są w szkole zająłem się moim projektem internetowym.

 O trzeciej pojechałem po syna do szkoły, córka ma bilet miesięczny na komunikację miejską i wraca już ze szkoły sama. Syn ma jeszcze po południu trening karate, ugotowałem dla niego ryż ze śmietaną, aby miał energię trenować. O czwartej zawiozłem go na trening – pierwszy w nowym roku szkolnym. Ze względów logistycznych w czasie jego treningu czekam na niego przy Sali gimnastycznej. Trening trwa godzinę i w tym czasie właściwie nic nie zdążę zrobić – po zakupy zbyt daleko, do domu nie warto wracać, bo za chwilę trzeba jechać po dziecko. Tak więc zawsze godzina treningu syna jest dla mnie wytchnieniem od codziennej gonitwy. Córka po południu pojechała także na zajęcia dodatkowe.

Do domu wróciliśmy po szóstej, na kolację żona przygotowała pierogi mięsne od babci.

Po kolacji syn odrobił lekcje, nie miał dużo zadane, wystarczyło go tylko przypilnować, aby odrobił.

Z obowiązków Koguta domowego na wieczór został mi spakować syna do szkoły na następny dzień oraz posprzątać jadalnię i kuchnię po kolacji.

 Ten tydzień pewnie będę organizować sobie dzień pracy, jeszcze nie znam wszystkich terminów i godzin zajęć dodatkowych dzieci, a od tego zależy mój dzień pracy i realizacja moich obowiązków Koguta domowego.

Myślę, że na koniec tygodnia już będę mieć go ułożonego.



Miłego dnia

Kogdom


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz