20 lipca 2015
Niedziela była rzeczywiście bardzo przyjemna.
Po wielu staraniach i wyjaśnianiach sensu wyjazdu (i
chyba w ogóle życia), udało nam się w końcu dograć i wyjechać około południa
nad jezioro do lasu. Pogoda była trochę zmienna i tylko kilka godzin udało nam
się biwakować.
Za to oczywiście w pięknym, sosnowym lesie . Zabraliśmy także przyjaciółkę
córki, miła i sympatyczna dziewczyna i córka miała towarzystwo, a my trochę
oddechu.
Wybraliśmy się z synem na wycieczkę do lasu, nasze
polskie lasy sosnowe są chyba jednymi z najpiękniejszych i najbardziej klimatycznych
lasów w Europie, a na pewno nam podobają się najbardziej. Oczywiście syn właził
na wszystkie górki, chodził ze znalezioną w lesie gałęzią (właściwie to nie
wiem po co, ale od maleńkości zawsze znajdował różne kije i z nimi chodził –
taki mały Gandalf Szary). Próbowaliśmy pograć w badmintona, lecz zerwał się
wiatr i niewiele z tego wyszło. Później syn zajął
się dokuczaniem siostrze i jej koleżance i gonitwami za
swoimi butami wyrzucanymi przez siostrzyczkę i właściwie dzieciaki miały z tego
największą frajdę w trakcie całego pikniku. W jeziorze dzieciaki nie bardzo
chciały się kąpać – woda była trochę zimna.
Jeżeli chodzi o prowiant, to zabraliśmy z domu soki
owocowe, zielony groszek, drożdżówkę (smaczną i wielką), słonecznik, śliwki –
taki piknikowy koszyk. Nad
jeziorem zawsze chce się jeść, a takie lekkostrawne jedzenie smakuje bardzo. Obiad mieliśmy zjeść
barze nad jeziorem, lecz pogoda zaczęła się psuć (deszcz i chmury popsuły
niebo) i nie zdążyliśmy tego zrobić. Na obiad wróciliśmy do domu – mieliśmy
pierogi mięsne od babci (żona przywiozła w sobotę) i każdy chętnie je
zjadł.
Najwięcej pracy Kogut domowy w czasie wyjazdu ma z
pilnowaniem dzieci. Jest to
ogromna odpowiedzialność, a jednocześnie dzieci są już na tyle duże, że trzeba
dać im sporo swobody. Należy mieć oczy dookoła głowy i nawet jak człowiek się
wyluzuje, to i tak musi uważać. Dobrze jest wybierać miejsca ogrodzone płotem i
z wyznaczonymi kąpieliskami i ratownikiem. Trochę to pomaga w pilnowaniu, a i
dzieci czują się też bezpieczniej i swobodniej. Oczywiście nie zwalnia to
Koguta domowego od swoich obowiązków. Za to mniej ma pracy z
przygotowywanie posiłków. Trzeba
także całą rodzinę zawieźć i przywieźć samochodem. Pracy w domu jest znacznie mniej,
ale odpowiedzialność zdecydowanie większy.
Po południu zaczął padać ulewny deszcz, zerwała się
wichura i właściwie dzieci spędziły czas w domu, tylko córka poszła na chwilę
do koleżanki. Na kolację żona przygotowała pyszną sałatkę z sałaty, szczypioru
i śmietany, dzieci zjadły same warzywa – sałatę, pomidory, ogórki, cebulkę. Do
tego oczywiście polędwica, jogurt dla odmiany czekoladowy.
Wieczorem posprzątałem po kolacji jadalnię i kuchnię,
wyrzuciłem śmieci i
mogłem zająć się swoim projektem.
Żona czytała książkę, syn grał na komputerze, córka
rozmawiała przez telefon (od kiedy ma nielimitowane rozmowy telefoniczne, to
stała się bardzo rozmowna).
I tak upłynęła na wakacyjna niedziela.
Pozdrawiam
Kogdom
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz